Zabezpieczone: Góry Sowie
Trzy Twarze Racheli
Sesja dla VOGUE Polska do wywiadu Anny Maruszeczko „Trzy twarze Racheli”
Na zdjęciach aktorki Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie: Agnieszka Judycka, Agnieszka Przepiórska i Dominika Bednarczyk- Krzyżowska
-odtwórczynie roli Racheli w „Weselu” w reż. Mai Kleczewskiej
A nad nim lata motylek
Kiedyś ta wieś łańcuchowa, położona w dolinie między Wzgórzami Wyrębińskimi a masywem Włodarza Gór Sowich miała nazwę Rudosfold. Obecnie to Sierpnica. Zanim jednak Sierpnicą się stała w XVI wieku była wsią słynącą z wyrobu gontów dachowych- do dziś Kościół Matki Boskiej Śnieżnej ma dach kryty gontem właśnie. Świątynia wzniesiona przez ewangelików w latach 1548-1564 w całości z drewna { obiecuję wkrótce uzupełnić wpis jej śnieżnym, a jakże, zdjęciami}.
Patrząc na ten autentyczny dom tkacki nie można sobie nie wyobrazić, że obecnie mieszka tam miła, starsza pani z ukochanym kotem. Rozmawiają sobie porankami i wieczorami, wsłuchują się w odgłosy domu i planują wspólne wekowanie słoików późnym latem. Razem wiosną sadzą cebulki irysów, piwonie, lilie i lwie paszcze.
Kot strzeże pilnie ogrodowych krasnali. A one kota. I tak żyją sobie w symbiozie, a z daleka spogląda na nich Wielka Sowa. Ta w ogrodzie jest dużo mniejsza, mniejsza nawet od Małej Sowy.
Osiemnastka to nie tylko numer domu, to też liczba określająca jego osiemnastowieczny rodowód.
Dom ten, o konstrukcji zrębowej, ze stromym dachem i odeskowanymi pionowo szczytami poddasza, gdzie dawniej przechowywano surowce do przędzenia- jest typowym sowiogórskim domem tkackim.
Tu na uwagę zasługuje nienaruszona bryła, oryginalna stolarka okienna i doskonale zachowane wejściowe drzwi w jodełkę z kutymi gwoździami- zapewne przez sąsiada- kowala, bo wieś ta, dawniej, miała też kuźnię.
Kościół Matki Boskiej Śnieżnej w Sierpnicy
Rygiel bez rygla
Trudny to jest budynek. W tym sensie, że jest tak już „uwspółcześniony”, że ciężko, na pierwszy rzut oka, dostrzec w nim wyraźne cechy osiemnastowiecznego domu tkackiego. Może tylko mansardowy dach naprowadza. Resztę musi podpowiedzieć wyobraźnia.
Dom przy ulicy Bocznej w Walimiu ma konstrukcję murowano- ryglową. Rygla spod tynku już nie widać. Nie widać też oryginalnych drzwi, bo te zastąpione zostały marketowymi, ze złotymi ozdobnikami.
Ale nie skupiajmy się na tym czego nie widać. Podobno najważniejsze jest to, czego oczy nie widzą. Grunt, że zadbany stoi na swoim miejscu i daje milczące przyzwolenie na przeróbki i zakrywanie w nim tego, co najbardziej wartościowe- jego historycznego wyglądu.
Otwory okienne pozostały, na szczęście, w oryginalnej wielkości i nie są powiększone do „blokowych” rozmiarów.
Dom i obejście są bardzo zadbane. Może kiedyś będzie miał szczęście i rygle znów będą widoczne.
Pod lipami w Walimiu
Dom powstał w drugiej połowie XVIII w. , pierwotnie był domem kupca tekstylnego. Rosną przed nim dwie potężne lipy drobnolistne { obecnie pomniki przyrody}. Od frontu ma facjatkę umieszczoną na osi bryły, nakrytą dachem łamanym z naczółkiem, opartą na słupach, tworzącą podcień przed wejściem do budynku.
Budynek został wykonany w konstrukcji drewnianej, a w części północnej – z kamienia i cegły. Główna bryła zwieńczona jest dachem dwuspadowym pierwotnie krytym gontem drewnianym, obecnie zasłoniętym papą.
Parter obity deskami i otynkowany, a szczyt wschodni budynku jest oszalowany deskami w układzie pionowym.
Wyżka wykonana jest w konstrukcji ryglowej z ceglanym wypełnieniem otynkowanym z zewnątrz- być może pierwotne wypełnienie stanowiła glina zmieszana ze słomą lub sieczką. Obecnie otynkowany „barankiem”.
Wewnątrz domostwa znajduje się przelotowa sień, obok główna izba mieszkalna i przylegające do niej dwie mniejsze izby. Stropy budynku są drewniane, belkowo- wsuwkowe w układzie belek prostopadłym do dłuższych ścian. Budynek zachował częściowo również autentyczną stolarkę okienną {częściowo z drewnianymi, zdobnymi opaskami) i drzwiową.
Jak większość starych domów trwa w hibernacji, aby kiedyś, przebudzony i ogrzany mógł się odwdzięczyć ciepłem i otulić nowych domowników przyjaznymi ramionami.To, że jest na sprzedaż jest chyba już oczywiste dla czytelników bloga 😉
Dom zanurzony w drzewach
Na granicy Jedliny – Zdrój (niem. Bad Charlottenbrunn) a Olszyńcem (niem. Erlenbusch, Nieder Tannhausen), przy drodze 381, w zakolu rzeki Bystrzycy stoi duży, piękny dom. Prawdopodobnie i on był domem tkackim, jakich w sąsiednim Olszyńcu w XVIII wieku było wiele.
Wygląda jak zjawiskowej urody kobieta, która ma zupełnie nieudany makijaż. Gdyby go zmyć i popatrzeć na jego naturalne piękno byłby takim, jakie pewnie dwa stulecia temu go stworzono.
Budynek na planie prostokąta, dół murowany {znajomy nam już z Gór Sowich duet kamienia z cegłą}, piętro o konstrukcji szachulcowej. Dach dwuspadowy, nie zachowały się oryginalne doświetlenia- zastąpiono je współczesnymi oknami dachowymi. Pokrycie dachu wtórne, z blachy falistej. Okna ( sic!) plastikowe. Południowo- zachodnia ściana szczytowa odeskowana {oryginalna}, ta od strony Jedliny…. „sajdingowana”.
Pomimo tych nieudanych zabiegów, odwrotnych do upiększających, dom jest naprawę ciekawy. Ma wszystkie cechy architektury sudeckiej. I z cierpliwością dwustuletniego starca czeka na „swojego ” człowieka: https://bit.ly/39hW07O Trzymajmy kciuki za niego!
Restauracja Ludowa// Kat. IV
W XVIII wieku Głuszyca (niem. Nieder Wüstegiersdorf) była dużą tkacką wsią. Tkacze chałupnicy zamieszkiwali głównie Głuszycę Górną, która była wówczas odrębną wsią. Działał tu jeden z największych na Śląsku nakładców, który zatrudniał w okolicznych wsiach kilkuset tkaczy chałupników. Na początku XIX wieku utworzono urząd celny, odprawiający znaczne ilości przędzy i płótna.
Gospoda „Zur alten Brauerei”, potocznie nazywana „Pechhütte”, obecnie zajazd „Pod Jeleniem” to prawdopodobnie najstarszy budynek Głuszycy, położony przy krajowej drodze nr 381 Wałbrzych- Kłodzko.
Ten okazały barokowy budynek datowany na z 1784 r powstał jako austeria z miejscami noclegowymi. Szczęśliwie, pewnie za sprawą ducha Edmunda Funke {dawnego gospodarza tego miejsca} w znakomitej formie, przetrwał do dzisiejszych czasów.
Gospoda posiada drewnianą konstrukcję szkieletową z mansardowym dachem krytym łupkiem. Pod nim jest wspaniały, dwupoziomowy strych, który pięknie zagospodarowany byłby kolejną niebywałą przestrzenią w tym obiekcie.
Detale zachowały się niezmienione od czasów powstania budynku, w lukarnach dachowych nadal są szyby z lanego szkła.
Budynek jest częściowo podpiwniczony, fundamenty oraz parter wykonane są z cegły i kamienia. Na parterze jest sala restauracyjna i pomieszczenia gospodarcze.
Zachowały się kamienne portale z 1784 i 1786 roku oraz kamienne opaski okienne na parterze.
Nie zachował się za to ani zapach, ani smak potraw, jakie tam serwowano oraz ani centymetr piany z piwa, jakie głuszyccy tkacze w wyszynku popijali. Nie zachowały się ich opowieści, ani melodie, do których tańczyli, kiedy przez moment mogli zapomnieć o swoim ciężkim losie.
W 1966 roku Gospoda „Pod Jeleniem” została wpisana do rejestru zabytków po numerem 443/1733.
Obecnie budynek jest na sprzedaż, link do oferty tu: https://bit.ly/3saw3jg
Koronkowa robota
Dobra, przyznaję się.
Ten dom w Pieszycach (niem.Peterswaldau), o niefortunnym cukierkowym kolorze, był jednym z tych, którego rozważaliśmy zakup. Malowniczo położony przy ulicy Kopernika 123, w zakolu Pieszyckiego Potoku (niem.Peterswaldauer Wasser), wśród starych drzew owocowych ma zachowane absolutnie wszystkie detale domu sudeckiego z Gór Sowich.
Okna z pierwotnymi podziałami, dwuskrzydłowe drzwi wejściowe ze świetlikiem, spadzisty dach i pięć wolich oczek w jego połaci idealnie, rytmicznie wkomponowanych. To centralne, nad wejściem, dzielone jak połówka tortu uroczo zdobionymi listwami z kwiatkami o ośmiu płatkach.
Dom wdzięczy się do przechodniów ubrany w różową sukienkę.
Jest to domostwo absolutnie zasługujące na czułe potraktowanie przez kogoś, kto się w nim zakocha i pozwoli mu znów żyć codzienną rutyną domowników. Któż by nie chciał napić się kompotu z jabłek pod starym orzechem ?
Wystarczy nie zrobić mu krzywdy, osuszyć mury i zachować detale, aby odrestaurowany był wyjątkowym cacuszkiem.
Bliskość lasu i szlaków górskich sprawia, że mógłby być domem letnim zmęczonych zgiełkiem mieszczuchów. Ale też doskonałą bazą wypadową na biegówki zimą.
Dom wpisany jest do rejestru zabytków { nie, nie myślcie, że współpraca z konserwatorem to duży kłopot!}
Link do oferty z biura nieruchomości: https://bit.ly/38YuYlG
Walim / Wyszyńskiego
W czasie kiedy w Wüstewaltersdorfie powstawały domy tkackie pruski minister Karl Abraham von Zedlitz w roku 1788 przeprowadził pierwszy egzamin dojrzałości.
5 lat później spoczął na wielki w Kościele św. Jadwigi w Walimiu właśnie.
221 lat później jego zmumifikowane ciało odkrył w krypcie tegoż kościoła sowiogórski regionalista i badacz historii, waliminanin Łukasz Kazek.
Od XVIII w. przy Waldenburger Straße żyli i pracowali tkacze. Każdemu z nich za oknem śpiewała „Walimianka” a jej słowa płynęły z domu do domu.
Wówczas na szczycie Wielkiej Sowy nie było jeszcze drewnianej wieży, ani tej murowanej, według projektu walimskiego murarza Henniga.
Według danych pruskich z 1743 r. we wsi było aż 143 tkaczy lnianych: 124 z jednym i 19 z dwoma krosnami. Walim jest czarowną miejscowością pod względem architektury na mapie Gór Sowich. W zasadzie każdy poniemiecki dom, niezależnie od jego pierwotnej funkcji, budzi zachwyt. Łatwo sobie wyobrazić jak urocza była to wieś, gdzie obok skromnych domostw tkackich z czasem pojawiły się obiekty związane z tkactwem chałupniczym:
magiel wodny {Wyszyńskiego 9} wzniesiony w latach 1753–1757 przez Heinricha Wilhelma von Zedlitza. Obecnie ten ważny dla Walimina budynek jest nieszczęśliwie przyklejony do spożywczo- przemysłowej sieciówki
bielarnia i farbiarnia płótna {Wyszyńskiego 86} z kołem wodnym z 1783 roku
dom handlu płótnem (Leinwandkaufhaus) {Wyszyńskiego 13} z 1779r.
Sąsiadowały z nimi domy bogatych kupców, jak ten Friedricha Gottfrieda Seylera. Dom ten był pierwszym, jaki wiele lat temu zachwycił mnie i zachwyt ten niezmiennie trwa do dziś. Zastanawia mnie, w której izbie ów zamożny walimianin jadał, w której izbie była jego alkowa. Jaka malatura była na jego szafie gdzie na kołkach wieszał swe płócienne koszule?
Obecnie większość budynków znacznie odbiega od pierwotnego wyglądu. W meandrach „Walimki” przy ulicy Wyszyńskiego stoi nadal kilka uroczych domów, które są przykładem tkackich zabudowań mieszkalnych czy mieszkalno- inwentarskich. Czasami widać niefortunną stolarkę okienną czy elewację. Ale najważniejsze, że idealny kształt domu jest zachowany, a zdrowe mury mają szansę dotrwać do lepszych czasów, kiedy trafią na opiekuna, który znów wydobędzie ich pierwotny czar stosując materiały, jakich przez stulecia tu, w Górach Sowich, używano.
Pocieszające jest to, że znana dykteryjka związana z PRL-owską tabliczką z przystanku PKS „Walim na żądanie” nie tyczy stanu zachowania substancji budynków.
Dom № 24 z typową dla Gór Sowich formą lukarny dachowej
Jedyny dom, w którym jest widoczne zwęgłowanie konstrukcji wieńcowej na jaskółczy ogon, które również cechuje regionalną architekturę tkacką Gór Sowich
Dom № 22 z deskowaną ścianą szczytową z listwami
Dom № 47 z mansardowym dachem z naczółkiem i wolim oczkiem
Dom № 51 o konstrukcji murowano- ryglowej z mansardowym dachem z naczółkiem